Najpiękniejsi Są Kochankowie (Wersja 1985)
Pamiętasz, jak przyszłam po raz pierwszy do ciebie
Zatelefonowałeś, a ja choć się wahałam, przybiegłam.
Tak, tego się nie zapomina
Zaczęło się lato upalne, sypiące dmuchawcami
Lato, w który wszystko może się zdarzyć.
Ulica, przy której mieszkałeś biegła w dół, ku rzece
W ogrodach kwitły dzikie róże.
Wstawał dzień, straciłem już nadzieję,
Patrzyłem w okno, gdy nagle usłyszałem dzwonek,
To byłaś ty.
Gdy stanęłam pod twymi drzwiami,
Tak mocno biło mi serce.
Stałaś w korytarzu smukła, długowłosa
W błękitnej sukience i wydawało mi się,
Że widzę ciebie po raz pierwszy.
Mówiłam coś bez sensu, żeby ukryć zakłopotanie
Pamiętasz, ująłeś moją dłoń, przytuliłeś do swego policzka.
Pamiętam wszystko
Słońce zaczęło tańczyć bossanovę na firance
I nagle najzwyczajniej w świecie wziąłem Cię w ramiona.
Najpiękniejsi są kochankowie
W San Francisco, w Paryżu , w Krakowie
Najpiękniejsi są kochankowie
Nawet umrzeć z miłości gotowi
Najpiękniejsi są kochankowie
Bowiem nigdy nie gaśnie w nich płomień
Najpiękniejsi są kochankowie
Bezimienni życia królowie.
Zrozumiałam, że poza tobą nic się nie liczy,
Wszystko jest nieważne, że jesteś mi najbliższy.
Powtarzałem twoje imię
Czułem, że mogę dokonać wielkich rzeczy
A pustka, którą nosiłem w sobie przez wiele lat,
Gdzieś zniknęła.
Po raz pierwszy w życiu
Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie
Dzięki tobie.
Powiedziałaś mi, że mnie kochasz
Mówiło mi to wiele kobiet,
Lecz dopiero ty sprawiłaś, że uwierzyłam w to.
Najpiękniejsi są kochankowie
W San Francisco, w Paryżu , w Krakowie
Najpiękniejsi są kochankowie
Nawet umrzeć z miłości gotowi
Najpiękniejsi są kochankowie
Bowiem nigdy nie gaśnie w nich płomień
Najpiękniejsi są kochankowie
Bezimienni życia królowie.