Papier cierpliwy
Moje życie to podobno jest moja sprawa
Mimo tego są tacy którzy lubią się w nie wpierdalać
Ilu ja znam takich ludzi którzy z własnej woli
Mając swoje życie wciąż interesują się moim
Gówno ich to obchodzi czy chcesz tego czy nie chcesz
Twoje życie to ich sprawa ich sposób na jutro lepsze
Sam zdany na siebie pnąc się w górę
Spotykam na swej drodze wciąż twarze z napisem dureń
Sam zdany na siebie jestem tu gdzie
Z każdej strony atakuje mnie wciąż masa wkurwień
I choć staram się unikać ludzi z charakterem dziwki
Nie sposób jest uniknąć jednak wielu stanów przykrych
Znów kucam i jak zwykle nie pomaga
Niech weźmie ktoś te myśli których znieść nie mogę błagam
Niech przejmie ktoś ten stan mój z chwili obecnej
Niech ktoś popatrzy na mnie i zrozumie mnie wreszcie
Może muszę żyć nadzieją może powinienem wręcz
Przyzwyczaić się do zimnych twardych ludzkich serc
Ej nie wiem kto jest bratem a kto wrogiem
Nie wiem sam już co mi wolno co jest złe a co dobre
Nie wiem na kogo liczyć mogę i czy warto
Zaufać jeśli ma to być znów przykrą niespodzianką
Zapętlony stan umysłu który wraca jak bumerang
Jak cień mnie prześladuje przekonałem się już nie raz
Dzień za dniem mija i ja walczę znów na nowo
Ze wspomnieniami z fałszem z ludźmi walczę z samym sobą
Ja bo zawsze przecież to ja jestem w błędzie
Sam przeciw tym którzy mówią mi że to przejdzie
Uderzam ręką w ścianę z całej siły chociaż nie chcę
To lepiej mieć złamaną rękę niż złamane serce
Teraz siedzę zapisuje na mej ręce mą historię
Która będzie już do końca ta o której nie zapomnę
Ludzie widzą tylko pierdolone blizny
A ja patrzę na nie jak na obraz rzeczywisty
Często słyszę słowa które są zwyczajną ściemą
Słucham innych ludzi chcąc zaprzeczyć mym problemom
Oceniają mnie z wyglądu a nie widzą mego wnętrza
Mówią o mnie jak o suce a nie słyszą mego serca
Przecież kurwa wszystko pieprzę wszystko zawsze idzie na mnie
Popatrz spójrz jak ja chodzę przecież robię to niezdarnie
Wszystko jebie wszystko niszczę wszystko dla was oczywiste
Ciągle ręce roztrzęsione moje oczy wciąż przekrwione
Pierdoleni hipokryci przy rodzinie tacy skryci kici kici
Przy znajomych cwaniakują pokazując swe oblicze
Oceniając innych liczę ile (ile) łez mi spływa na policzek gdy to piszę
Nie wiem komu ufać komu mogę coś powiedzieć
Bo gdy już coś powierzam wtedy tracę samą siebie
Zakłamane oczy ludzi pragną jak najwięcej wiedzieć
Chcieli by cię kurwa dorwać no i w twojej głowie siedzieć
Kiedy patrzę na tych ludzi którzy noszą maskę ciągle
Mam ochotę zabić szybko chociaż stoją tu koło mnie
Podciąć gardła odciąć szyję wtem marzenie się rozmyje
Wciąż uderzam pięścią w ścianę krzyczę że mam wyjebane
Może muszę wyrzec słowa że ciągle wszystko pieprzę
Pieprzę wszystko nic nie umiem jestem durniem
Takie słowa słyszę ciągle
Nawet gdy idę spokojnie czuje natłok myśli ciągle
Wiesz uderzam ręką w ścianę z całej siły chociaż nie chcę
To lepiej mieć złamaną rękę niż złamane serce