Egzystencjalnie
Wcisnąłem ci w rękę swoja dłoń i uleciało z niej życie
Zimna jak w styczniową noc a ty czujesz jakbyś dotykała szybę
Para z ust przypomina mi ląd więc odpal mnie podając iskrę
Chcę tylko czuć radość lub ból taki filister że do kłębka dochodzę po nitce
Mam trudność ze wstawaniem dźwigam za dużo rymów
Nie czuję nic gdy łamię alfabet i gdy piszę piórami serafinów
Niegdyś piłem z kobiet atrament wena szła ze mną do łóżka
Dzisiaj szukając wrażeń chciałbym ci włożyć nożyczki w usta
Nie wiem czy choruję na brak emocji czy brak kręgosłupa
Patrzą na płyty znajomi z dzieciństwa didaskalia weź uwierz w ducha
I nie czuję nic choć włada mną buta choć żyję tutaj zaklęty w minutach
Natenczas to czytam piję i ru Cham ze mnie bo mówisz do mnie a ja nie słucham
I mam już dość znów muszę położyć skroń na poduszkach
Jutro będę szukał po nocy miłości jak Gustaw
I zanim kogut trzy razy zapieje zwiastując świt
Ja wrócę na mglistą przystań nie czując nic
„Do najdalszych gwiazd jest piętnaście miliardów lat świetlnych
Światło biegnie z prędkością trzystu tysięcy kilometrów na sekundę a świat się ciągle rozszerza"
Wiesz gdzie jest kraniec? Daleko
Wiesz gdzie jest kraniec? Daleko
Wiesz gdzie jest kraniec? Daleko
Wiesz gdzie jest kraniec
Wcisnąłem ci w rękę swoja dłoń i uleciało z niej życie
Ile jeszcze muszę milczeć aż w końcu zacznę krzyczeć
Smutny jak zawsze wkurwiony jak zwykle
Użyję Super Glue by kleili się na bicie
Na pieprzone zaczepki mam immunitet
Kiedy mówisz coś na mnie to jakbyś otwierał cipę
Czuję że buduję dom klaustrofobia
Jestem jak woda nie mogę cię skrzywdzić więc unikam ognia
Ty uciekasz przez palce zmieniając postać z ognia w orkan
Moje życie zna jeden smak smak picia do dna
Egzystencjalnie jak żyć gdy świat przestał zachwycać
Chyba nastał czas słowem namalować własny Słowoplastyka
Okrążam ziemię już czwarty raz siedzę w fotelu patrzę na czas
Z głośników leci rap każdemu po równo kartą Master Card
Przeciągam życie jak palec po skroni pada ciało na folii
Wkładam 2 palce w usta Wiktorii bo ona to jedyne co chcę w życiu pierdolić
I kim jesteś? Pyta mnie mózg wysyłając łzę
Nie czuję gdy spływa stalowe policzków mięśnie szklane powieki zardzewiała brew
Nie jestem jak inni na zewnątrz dziecko w Dorian Gray
Chyba żeby nie krzywdzić bliskich musiałbym zapaść w sen
Szukam Boga i odpowiedzi na to jak mnie świat wychował
Że sam gdzieś z tobą na wzgórzu Golan zapytam „Czy nie zrobisz mi loda"
Poczułem to zło gdy powstałem z kolan z szyi spadła pokora
Na głowę włożona korona i dusza rzucona co prosi o łaskę jak narkoman o Monar
Okrążam ziemię już czwarty raz bredzą głupoty że mam jedną z szans
Mam ich cały magazynek synek i odwagi na tyle by w życiu postawić na rap
Nie dam dupy jak Helen Hunt nie skończę seansu dla braw
Cel jest gdzieś wyżej bo będąc koneserem walczę o smak
Dotykam ukurzonych winyl i śladów po igle
Przecieram zakryty napis na ścianie „Jebać policję"
Słucham jak rodzi się bunt jak w gardłach rodzi się krzyk zaiste
I słyszę jak we mnie gotuje się puls na skórze wódz tatuuje mi misję
Widzę jak powstaje tłum i tysiące głów idzie w marszu za Wisłę
Kurz wzbija tentem ku stóp rój złączony jednym nazwiskiem
I wtedy smak przypomina mi ból jak smakuje sól gdy przestajesz milczeć
I płacę słono każdego dnia za indywidualność i charyzmę
Za to że nie chcę być jak Dorian Gray odrzucając pierwiastek ludzki
Za to że nawet wtedy kiedy nie piję nie siądę do stołu z frajerem do wódki
Są żelazne zasady tej gry praojców skąpane we krwi
Nigdy nie sprzedam duszy nawet kiedy całe ciało leci na pysk