Kto odchodzi w białe noce
Kto odchodzi w białe noce temu lampka wschodu
Kij tobołek dwa sandały oraz brak powodów
Kto by wracał temu kamień milowy pod nogi
Zmartwychwstanie i zajętą mogiłę w pół drogi
Kto chce pływać na swej łodzi bez wioseł i masztów
Niech mu zwiędnie w żółtych zębach płatek róży wiatrów
Kto zaś hardy i osiągnie końca świata brzegi
Jak w potopie niech go skryją niegdysiejsze śniegi
Kto za drzwiami bywa skryty niech się nie narzuca
Co zobaczy to wyraźniej przez dziurkę od klucza
Jeśli narcyz niech się dowie kto najpierwszy w świecie
Zbił zwierciadło bo niezdrowo sobą się podniecił
Kto cwaniakiem pod spódnicą znajdzie czego szuka
Mak w popiele szczęście w kartach w pustej dłoni dukat
Kto naiwny niech mu sprytnie dziewki nadstawiają
Zardzewiały pas u cnoty i klucz jeśli mają
Kto zbyt cicho obok cudzych domów stawia kroki
Ten się z gniewnym trybunału musi spotkać wzrokiem
Kto się w myślach chełpi grzechem i to mu skutkuje
Niech się przed tym trybunałem z woli swej biczuje
Kto na sznurze będzie wolny jak ptak pod chmurami
Chociaż dotąd sam usuwał stołki pod nogami
Kto z szafotu poza ciała głowy pcha w trociny
Będzie winien choć nie jemu przypisane winy
Kto ma w geście wał zwycięstwa podobnie jak pomnik
Stanie w blasku i strażacka orkiestra niech trąbi
Kto zaś wielki ten pochówku dostąpi w atłasach
Słuszny jednak wzbudzi podziw w odległejszych czasach
Biednym głupiec pozostanie a bogatym złodziej
Kto skorzysta w obfitościach wytarza się co dzień
Kto człowiekiem temu krzyżyk i z anioła w bóstwo
A kto święty niech kamieniem zmąci wody lustro