Na tym osiedIu
Na tym osiedlu
Znów chodzę po osiedlu i słucham rapu
Psy mnie nienawidzą chociaż nie wiem za co
Kaczyński chciałby chyba zrobić z nich gestapo
Mój ziom znowu kitra się tu w windzie z gandzią
Mijam Erkę sąsiad chyba padł na serce
Na tym osiedlu gdzie BM'ka jest prawie jak Bentley
Psy patrolują teren jak opętani
Świecą kogutami tak że mogłoby nie być latarni
Wpadam do ziomka on dzieli towar w kuchni
Patrzę za okno typek jara zioło z butli
Mam dwie stówki ale pieprzę to Nie chcę brać sztuki
Ty ten typ na drugim piętrze ma nawet fajne córki
Ziom z pod trójki mówi że właśnie wrócił z Anglii
I ożenił się za parę lat na bank się wkurwi jak Al Bundy
Śmigamy furą plus tą Indiri Gandhi
Stąd wracasz do warsztatu lub na policyjny parking
U gościa w maluchu słychać Kalwi i Remi
Gdybym miał przy sobie nóż to otworzyłby mi się w kieszeni
Dla nas rap jak największy skarb stał się bezcenny
To my niechciani nielubiani i bezczelni
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Tu gdzie nie ma już czasu by łapać chwile
Mógłbym coś z tym zrobić ale nigdy nie zrobiłem
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Śmigam nocą ulicami tego miejsca
To ja niechciany nielubiany szukam szczęścia
Otwieram bagar wrzucam do zmieniarki płyty
Subwoofer sprawdza wytrzymałość tylnej szyby
Przed siebie bez celu Póki starczy nam benzyny
Głośny bas dudni tak że oglądają się dziewczyny
Chciałyby pojechać z nami ale my nie chcemy z nimi
Znajomy prąd jak z pod latarni i różowe mini
Skitrany patrol chcieliby być niewidoczni
Za rogiem skaczą do nas najebani grzeczni chłopcy
Wciskam gaz mocniej i grzecznie przepraszam
Bo przydadzą im się zęby a ziom ma wyrok w zawiasach
Ta sama trasa Teraz w Centrum Marszałkowską
Gadamy o starych czasach i że musimy wyjść na prostą
Puszczam rap głośniej nikt się nie odzywa
Latarni blask mocno w przedniej szybie się odbija
I zatrzymuje nas policja
Prawo jazdy dowód rejestracyjny Co dziś pan zażywał
Wiesz z twarzą debila mówi bym spojrzał w swoje oczy
Wiesz i mówię mu żeby nie robił z siebie większego idioty niż jest
Chcę mu powiedzieć że z tyłu mam jego żonę i
Że nie ma ochoty na seks ale on nie ma poczucia humoru
WWA ej
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Tu gdzie nie ma już czasu by łapać chwile
Mógłbym coś z tym zrobić ale nigdy nie zrobiłem
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Śmigam nocą ulicami tego miejsca
To ja niechciany nielubiany szukam szczęścia
Dzieciaku witaj tu
Gdzie nie wiesz jaki dzień tygodnia jest
Niejeden stracił sens ale wie że przez to trzeba przejść
Chłopaki tu nie płaczą bo nie ma za czym
Hajs ucieka i wraca choć nikt nie śmiga tu do pracy
Od siódmej do siódmej w garniaku w pantoflach
Piją cię w nogi jak ja flaszkę kiedy jest sobota
Dla nich jesteśmy inni dziwni ściągamy kłopoty
A dla nas to oni noszą spodnie wąskie jak rajstopy
I patrzą się w oczy słuchają tylko radia
Najgorsze miejsce to bloki wkurwia ich prawda
A my pełen luz świeże Polo buty białe jak proch
Synek pogódź się z prawdą Nie ma miejsca na foch
Nie ma miejsca jak dom Nie ma miejsca jak blok
To jest rap to jest życie To jest syf pow
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Tu gdzie nie ma już czasu by łapać chwile
Mógłbym coś z tym zrobić ale nigdy nie zrobiłem
Na tym osiedlu gdzie rap znaczy więcej niż pop
Gdzie czasem hajs znaczy więcej niż coś
Śmigam nocą ulicami tego miejsca
To ja niechciany nielubiany szukam szczęścia