Niemoc
Nie łatwo jest myśleć gdy można łatwo wygrać
Tak jak nie łatwo istnieć gdy ci podcinają skrzydła
Przyznaj się osobiście gdzie twa duma a gdzie siano
Udajesz że masz wyjście choć stawiają cię pod ścianą
Świat nie czuje troski i nie widzi odbicia
Bo najgorzej gdy z miłości chcecie się ograniczać
Kłamiesz że wszystko okej a masz takie wątpliwości
Że uciekasz wzrokiem bo się boisz możliwości
Znowu jesteś sam w tym samym pokoju
Powiedz szczerze liczysz zmian czy boisz się rozwoju
Zimny kurwa drań po uboju duszy
Do wyburzenia ścian musi się po prostu zmusić
Wystarczy już przysięg teorii od strony dupy
Brakuje tu mi cię i chciałbym się przez to upić
To się nazywa życie gdy nie chciałeś się kłócić
A kurwa wychodzisz z krzykiem by za chwilę wrócić
Tak naprawdę za złe mam byłej dziewczynie
Nie prawdziwej rap grze sam sobie i kokainie
Hipokryzja zawsze pietrzy się gdy płyniesz
Czeluść wkłada maskę diabeł rzuca ci linę
Zagubisz się od tak między tymi co samotni
Prawda którą spotkasz nie będzie dnem wyroczni
Niegodności posmak i pełno krzywych rozkmin
Spalam się od środka zaciskam pięści dorknij
Nie mów mi co byś chciał ani jakie masz plany
Życie to inwestycja ty ciągle chodzisz ciągle spłukany
Nie umiesz się przyznac sobie a nie ludzią
Nigdy nie szukałeś wyjścia bo wiesz co o nim mówią
Jesteś podobny do bydła nigdy nie byłeś aniołem
A te wspomniane skrzydła to sam sobie podciołeś
Każdy ma ciemną stronę ty swoją bracie przyjmij
Poznaj się ze swym demonem aby nie widzieć go w innych
Na zewnątrz go wydostać ten czyn ma też swą cene
Bo przecież droga najprostsza to żadne poświęcenie
Nie ważne jak nazwiesz to czym się nie przejmiesz
Gdy myślisz że coś znalazłeś poszukaj jeszcze głębiej
Stań teraz przed lustrem opisz co to strata
I pokaż sobie jak znów chcesz naprawić cząstke świata
Doceń jego połówkę ucz sie rozumieć wybaczać
Bo wkońcu będziesz czuł pustkę gdy będziesz do niej wracać
Tak naprawdę za złe mam byłej dziewczynie
Nie prawdziwej rap grze sam sobie i kokainie
Hipokryzja zawsze pietrzy się gdy płyniesz
Czeluść wkłada maskę diabeł rzuca ci linę
Zagubisz się od tak między tymi co samotni
Prawda którą spotkasz nie będzie dnem wyroczni
Niegodności posmak i pełno krzywych rozkmin
Spalam się od środka zaciskam pięści dorknij
Zmienia się podejście gdy dałem ci słowo
Robisz coś czego nie chcesz ale robisz to dla kogoś
Stare miejsca lecz na nowo z pewnym szczęściem i osobą
Nawet przez sen mieć świadomość pokaż serce a nie wrogość
Sram na resztę staram się być ponad
Bo ona i te wiersze póki co to wszystko co mam
Prawdę mam na dłoniach i pewność że się nie sparzę
To trochę toksyczny romans ale i spełnienie marzeń
Dla ciebie chcę więcej i jeszcze dokładkę
Choć ma wiedza o małżeństwie to jak wydupcyć mężatkę
Intencję najszczersze nie ważne na co się natkniesz
Bo dzieci to po pierwsze to co po ostatnie
A gdy wracam do domu to nie chcę żadnych zgrzytów
I jak tylko stanę w progu po prostu mnie przytul
Słuchaj co szepcze serce zapisuj co dusza nuci
Doceń to że jestem Jutro mogę nie wrócić