Hotel
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże a gdzieś po siódmym buchu
Właśnie tak
Spójrz ponad nami tańczą damy jasnowłose
Dopiero gdy zapalisz poczuć możesz
Co kto jak zostawił w takiej jak ta noce
Nagle staje przed oczami jakby opuszczony hotel
Nie musisz tam wchodzić wszystko ci opowiem
Ale idziesz mimo woli bo to pewnie też o Tobie
Tuż za głównym wejściem miliony pokoi
W jednym z nich wywiera presję stan destrukcji w paranoi
Za ścianą jest wejście charakter tamtych gnoi
Nad nimi stoi dzisiejsze myślenie i wybory
W holu się pałęta ego bez pokory
Spala się myśląc o błędach nie może się uspokoić
W pokoju bez okien kumulacja złości
Osiąga nowy stopień i pije w samotności
Idzie do niej chaos ledwo trzyma się poręczy
To ostatni desperado dokładnie się rozejrzyj
Wchodzę jak do siebie mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko co się dzieje jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz to ci pokażę przetrzyj oczy swego słuchu
Schody pierwsze piętro idziesz lecz niepewnie
Bo na podłodze klęczą chwile gdy wymiękłeś
Boisz się myślenia niby nie patrzysz na nie
Uciekasz do pomieszczenia gdzie się łatwo traci pamieć
Tam poczujesz zamęt brak zwyczajnej wyobraźni
Pozorami wspomagane potrojenie jaźni
To czego nie chciałeś ledwo siedzi ale pije
Z tym czego nigdy nie miałeś i tym na co zasłużyłeś
Najebany talent się potyka o podejście
Duma napierdala dalej słychać ją na drugim piętrze
Weź i mi też nalej jak Ci się nie trzęsą ręce
Już idziemy ale najpierw może coś zakręcę
Złapiesz łyk powietrza może się uspokoisz
Pozostało do przejścia jeszcze parę pokoi
Tu wizje wyświetla na amatorskiej taśmie
Tam pokusa przestępstwa w pokoju trzy trzynaście
Wchodzę jak do siebie mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko co się dzieje jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz to ci pokażę przetrzyj oczy swego słuchu
Chodź na trzecie piętro na schodach tłum pozorów
Napierdalają ścierwo i nie spuszczają z tonu
Odgrzebują przeszłość nieuzasadnioną podłość
Gdy Ty minąłeś namiętność której się nie da dotknąć
Czas pogłębia niemoc coś bełkocze niewyraźnie
Opowiada złudzeniom o bezlitosnym maraźmie
Który otumania przełom niszczy satysfakcje
Z pokoju wypadła szczerość z trzema kulami w klatce
Radziłbym uważać choć tu jest sekretne przejście
A na końcu korytarza honor szykuje zemstę
Wymierzy ją przez sen wtedy każdy jest bezsilny
Gdzieś w jednym z tych pomieszczeń zazdrość szuka winnych
Nikt nie jest niewinny a jeśli tak się zdarzy
To zapewne inni będą chcieli go usmażyć
To nie tani film jest to wizje i przesłania
I jeszcze kiedyś zginiesz jak będziesz się tak szlajał
Wchodzę jak do siebie mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko co się dzieje jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz to ci pokażę przetrzyj oczy swego słuchu
Pokój pustych marzeń za drzwiami nadzieja
Ma milion wyobrażeń ale złość ją onieśmiela
Za ścianą się snuł nieobliczalny egoizm
Ciągnął za sobą ból rany co się nie zagoi
W korytarzu miłość która krzyczy że jest ponad
Na schodach leży litość przećpana i stłumiona
Każde najsłabsze ogniwo się przekona czym jest stres
Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej chory gniew
Serwuje nam widok jak się gotuje krew
Jak żyją i jak giną ci co wypalają się
Gdzieś na czwartym piętrze zapisany los
Spełnia się niechętnie bo wczoraj całą noc
Z hipokryzją namiętnie napierdalali koks
Dziś do drzwi się konsekwencje dobijają po swój sos
Sumienie nie pęknie bo wzmocni co nie zniszczy
Ziom wiesz co to za miejsce nie trudno się domyślić
Wchodzę jak do siebie mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko co się dzieje jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz to ci pokażę przetrzyj oczy swego słuchu