Blackout
Gadki ostre przebijamy skalę Scovilla
A każdy laik wie że to proste
Dlatego pieprz to kapsaicyna (co)
Co drugi tonie tutaj w pomyjach
Nie zrobię tego po Tobie więc się lepiej sam zmywaj
W głowie mam nieporządek a tworzymy nowy ład
Skąd wiesz co ja zaraz zrobię
Nie chcę ale odpływam
Tracę kontrolę to świeże a po grzybach
Tak się wyrabia tu normę gdzie krew nie płynie w żyłach
Prawdę zawijam odkąd została nam jedna wybacz
Kłamstwem zasady naginasz pogięło Cię także chyba
Gram se otwarcie bo ważne co w moich myślach
A tę chorą jazdę mamy na starcie chociaż kończymy tripa
Spływa to po mnie jak pot od serca bicia
Nie wytrzymałbyś od dzisiaj to zgon nie znaczy rzygać
Chwila i się zwijasz jak joint to już klasyka
Tak nam mija znowu ten after glow wracam do życia
Chyba sam nie wiem co jest pięć
Nie wiesz że znów zmieniam percepcję jak chcę
Odklejam się od tego syfu na pokaz mam styl
Bo nie chcę zostać tam być
Wpakował mnie do tego worka co ich
A wkoło sporo przepaści dziś mam pewność to nie żarty
Te rzeczy oddzielam grubą kreską i to moja ścieżka na szczyt
Leszczy tu ścięło każdy się ze wstydu pali
Ja nie wyjdę do nich z ręką ale przez to mam ich w garści
Ciśnienie robi mi dziurę na bani my robimy falę dekady
Znowu umieram by wrócić i łamać ich mury nowymi wizjami
Blade tsunami to broń Ty weź to pogoń z nami
Łapię farsę i pulsuje skroń podkręcana przez basy
Nie czekam na lepsze czasy zmieniam je w czasie pracy
I to haczyk na który łapię opcję każdej szansy
I nic dla mnie nie znaczysz jak jesteś nijaki zamilcz
Choć mam tłumik na takich lepiej sam to w sobie zabij